wtorek, 24 sierpnia 2010

Przyćmiony blask

Malaga była już coraz bliżej. 
Przejechałyśmy Portugalię i został już nam tylko mały kawałeczek Hiszpanii, a potem już tylko lotnisko w Maladze, Kraków i Warszawa.

Zmęczenie dawało już o sobie znać, dlatego w czasie ostatnich dwóch dni tylko bawiłyśmy się w turystów - zabawa jednak szła nam dość słabo. Zebrało się na to jednak kilka powodów.

Pierwszym z nich był nasz "przewodnik" - chłopak erasmusowej koleżanki (ona była nieobecna w tym czasie) - chciał nam pokazać najważniejsze rzeczy, ale bez większego zagłębiania się w szczegóły. Pierwszego dnia więc nie zobaczyłyśmy wiele - tylko Plaza de Espana, katedrę z zewnątrz, dwa muzea i parki.

Miałam za to okazję obserwować jak Hiszpanie się bawią, spróbować typowych hiszpańskich trunków, czy typowego hiszpańskiego jedzenia.

W Polsce niemożliwe jest aby w mieście wydzielić strefę w przestrzeni publicznej, gdzie legalnie można pić alkohol - w Hiszpanii - owszem! Więcej - taka strefa może znajdować się po drugiej stronie kościoła...

Ostatni dzień miał nam upłynąć leniwie na łapaniu okazji w sklepach, niestety zamienił się w katastrofę...

W czasie przeglądania wieszaków w "Zarze", ktoś ukradł mi portfel - z kartą, dowodem i legitymacją... Bez wizyty na policji się nie obyło - białe ściany, jedno biurko i 5 facetów, którzy patrzyli na mnie z politowaniem - i do tego jeszcze M. za drzwiami, bo ze mną mogła wejść w roli tłumacza tylko jedna osoba. I tak na koniec już - żeby porządnie pożegnać się z Hiszpanią... - szaleńczy bieg na autobus do Malagi, bo nasz "przewodnik" przywiózł nas nie na ten dworzec co potrzeba...

O czasie spędzonym w Sewilli wolałabym więc zapomnieć. Tak łatwo jednak się nie da - przypomina mi o tym chociażby mój nowy dowód, czy legitymacja, która zamiast ośmiu ma tylko jedną naklejkę. 
Ze strata już się pogodziłam, poza tym pracuje nad tym, żeby nie przywiązywać się do rzeczy, bo one ewidentnie mnie się nie trzymają.

Spaczony obraz Sevilli powoduje, że nie wstawię zdjęć, z bądź co bądź pięknego miasta. Jeszcze nie ten czas.

A i pewnie prędko tam ponownie nie pojadę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz