sobota, 26 września 2009

Déjà vu

I stało się.

Zawirowania na lotnisku związane ze zbyt dużą ilością bagażu (nie latajcie SWISS-em!), wizja zgubionego portfela (okazało się, że został przepakowany), opóźniony lot do Zurichu, bieg na kolejny samolot (też na szczęście opóźniony) i w końcu lądowanie w Stambule.

Kilka godzin wystarczyło, aby przenieść się w zupełnie inną rzeczywistość - pełną nowych smaków i zapachów, nowych ludzi, dziwnego języka. 

Niewątpliwie - tak wygląda powrót. Ale czy oby na pewno do mojej "ziemi obiecanej"?

Przechodze kolejny etap adaptacji - pierwszy tzw. miodowy miesiąc trwał u mnie troche dłużej - bo aż cztery - byłam przekonana wręcz, że ten drugi mnie ominął - ale jak widać koniec końcow się pojawił tylko, że troche później... Denerwuje mnie szczególnie sposób myślenia, lojalnośc, która często nic wspólnego z lojalnością nie ma. 

Czy więc przyszedł czas na szok kulturowy?

http://www.youtube.com/watch?v=WSPx6hzsyGc

2 komentarze:

  1. "Denerwuje mnie szczególnie sposób myślenia, lojalnośc, która często nic wspólnego z lojalnością nie ma." - ciekawe, mnie też to często denerwowało. Na początku ludzie ekstremalnie mili i traktują cię jak najlepszego przyjaciela, a później nagle znikają, nie odbierają telefonów itp. O to też ci tu chodziło?

    OdpowiedzUsuń
  2. W sumie to tak. Na początku jest tak super - jesteś nowa - więc jesteś swoistą atrakcja. Wszyscy chcą ci pomoc - potem jednak sie okazuje, że tak naprawde trzeba radzić sobie samemu.
    I jeszcze - jeśli wpadasz w jakiś konflikt z Turkiem/Turczynką, to zazwyczaj jest tak, ze inni tureccy znajomi - zazwyczja będą trzymac stronę rodaka - Turka/Turczynki. Choć nie powiem - znam 2 wyjątki, które odbiegają od tej normy...

    Przykre.

    Oj, ja chyba musze zrobic przerwe od Turcji...

    OdpowiedzUsuń