środa, 13 stycznia 2010

W drogowej dżungli. Poradnik dla początkujących.



Reguły. A raczej ich brak. Dotkliwy szczególnie jeśli mówimy o ruchu drogowym.
Kierowcą nie jestem. Nie mam prawa jazdy. Z braku czasu nie zrobiłam przed matura, a teraz coraz ciężej się do tego zabrać. Poza tym - ostatnio za dużo czasu spędzam w Turcji. Ale wracając do rzeczy. 
Szaleńcy. Wariaci. Tak w skrócie można określić tureckich kierowców (podobnie rzecz miała się w Syrii, czy Libanie). Aż strach wychodzić na ulicę. Bo każde wyjście niesie ze sobą ryzyko, iż będzie ono ostatnim (a przynajmniej tak zdaje się na początku). 
Jeżdżą jak chcą, parkują gdzie chcą. Życie pieszego w Turcji jest naprawdę ciężkie - albo ciężkie do czasu, kiedy przyzwyczai się do takiej jazy. Tak więc mały poradnik: W drogowej dżungli. Poradnik dla początkujących.
  • jak jesteście w obcasach (to rada dla pań) chodźcie ulica. Rozjechać nie rozjadą. A równiej jest - nie będziecie musiały tak często wymieniać flek.
  • nie wkurzajcie się, gdy idziecie po chodniku, a tu na środku wyrasta samochód. Oni już tak mają. Jak wyżej - wejdźcie na ulicę.
  • zatrzymujcie się na czerwonym świetle, ale tylko wtedy, kiedy jadą samochody. Zielone będzie za 30 sekund, a na horyzoncie nie widać, szalonego tureckiego kierowcy? Po co tracić czas? Przechodźcie! A ewentualnym mandatem się nie przejmujcie. Tu za złamanie tego przepisu nie wlepiają (chyba).
  • przechodźcie przez ulicę, w każdym miejscu, w którym macie na to ochotę. Większość ulic (przynajmniej w Ankarze) jest jednokierunkowa, wystarczy więc uciekać przed samochodami jadącymi z jednej strony. 
  • to, że ulica jest jednokierunkowa nie znaczy, że wszyscy jeżdżą w jednym kierunku. Tak się dzieje zazwyczaj, ale jak zawsze - wyjątki się zdarzają. Więc nie zdziwcie się, gdy zobaczycie kiedyś jakąś żółta taksówkę, jadąca pod prąd.
  • jeśli przechodzicie przez bardzo ruchliwą ulicę,a jeszcze brak Wam pewności, że poradzicie sobie z tym trudnym zadaniem rozejrzyjcie się - w najbliższej okolicy powinniście znaleźć Turka/Turczynkę, który/-a jest wprawiony/-a w tego rodzaju walkę. Stańcie z jego/jej prawej albo lewej strony (w zależności, z której strony jadą/mają nadjechać samochody) i czekajcie na jego/jej ruch. Kiedy już przystąpi do akcji - ruszcie za nim/nią.Sukces gwarantowany. 
  • wyciągajcie rękę - dłonią w stronę samochodów. Ma to zasygnalizować kierowcy Wy nie żartujecie i nie cofniecie się! (działało i w Syrii, i w Libanie też). Wyciągajcie rękę również wtedy, gdy przechodzicie pomiędzy samochodami, które akurat  stoją w korku. Dzięki temu zmniejszycie prawdopodobieństwo, że w sytuacji, gdy samochód ruszy albo się stoczy od razu Was przejedzie. 
  • czekajcie cierpliwie na swój autobus. Co z tego, że nie ma rozkładu? Przecież i tak żaden autobus nie przyjeżdża punktualnie. 
  • gdy już wsiądziecie do autobusu miejskiego pierwsze co, to rozejrzyjcie się za miejscem siedzącym. Jeśli takowego nie ma - koniecznie ! - złapcie się za coś stabilnego. Bo nawet najprostsza droga, dla tureckiego kierowcy może obfitować w wiele rodzajów zakrętów, górek, czy jeszcze innych przeszkód. 
  • nie panikujcie gdy okaże się, że kierowca zmienił nagle trase. Relax! Weźcie głęboki oddech i rozejrzycie sie dookoła - może akurat uda się Wam rozpoznac okolice. A, i nie raczej nie łudźcie się, że Pan kierowca zmienia trasę na chwilkę, tylko żeby ominąć korki, i wyjedzie na kolejnym przystanku. Nie wyjedzie.
  • wsiadając samemu do taksówki - i tu znowu rada głównie dla dziewczyna - nie siadajcie z przodu. Żeby nie zdarzyło się tak, że ręka pana kierowca zamiast na kierownicy znajdzie się na waszym kolanie. A z tyłu - i wygodniej, i więcej miejsca. 
  • siadajcie zawsze tak, aby widzieć licznik. Bo czasem panu kierowcy może się coś pomylić.
Z cyklu - "Joanna dobra rada" to chyba wszystko.
Dla mnie samej pierwsze tygodnie był bardzo trudne. W miejscach, gdzie było to możliwe korzystałam z kładek. Bo bezpieczniej. Bo pewność, że nikt mnie przez przypadek nie rozjedzie. Ale toż to takie marnotrawienie czasu jest! I energii własnej! To wchodzenie i schodzenie po schodach... Po co komplikować sobie życie.
Po jakimś czasie z niepewnością w oczach zaczęłam podążać za Turkami ucząc się tej jakże przydatnej umiejętności przechodzenia przez ulicę. W czasie mojego całego - 8-miesięcznego już prawie pobytu - tylko jeden raz znalazłam się w sytuacji, po której nie wróciłabym do domu w całości. Ale tylko jeden "incydent" to chyba dobry wynik, prawda? Zważywszy na to, że szczęśliwie z niego wybrnęłam. Pan coś krzyczał, ale co tam! Musiał się wyładować. Rozumiem. 
Do tej pory dziwnie się czuje, jak mam łamać drogowe przepisy na oczach policjantów. Włącza się czerwona - ostrzegawcza lampka, że teraz to chyba nie można, ale... Wyzbywam się wątpliwości, gdy Turcy stojący obok mnie nie robią nic sobie z obecności stróżów prawa. Raz myślałam nawet, że będą mi chcieli wlepić mandat, albo w najlepszym razie pouczyć (wiecie yabanci z Polski, a tam różnie bywa...). Przeszłam na czerwonym, zrobiłam kilka fotek i szłam dalej w kierunku kolejnego przejścia.  A tu nagle - po przeciwnej stronie ulicy pojawia się pan w mundurze, który ewidentnie przywołuje mnie do siebie... Ja więc, grzecznie tym razem, czekam na zielone światło, on zniecierpliwiony macha do mnie, żebym podeszła w końcu. Okazało się, że nie o zlekceważenie przeze mnie czerwonego światła mu chodziło. A raczej o zdjęcia. Bo placówki rządowe w okolicy były. I nie można robić zdjęć.
I na koniec jeszcze rada - nie bójcie się i już od samego początku uczcie się tej sztuki. Nie znacie bowiem dnia i godziny, kiedy będzie ona niezbędna. A, tylko pozbęźdźcie się złych, tureckich nawyków, gdy wrócicie do Polski. Bo tu za przechodzenie na czerwonym jest 120 zł. mandatu. 
I na koniec - wizyta u Wodza! Bo czym by była Ankara bez Anitkabir? 
Miniaturka.
Skończyli służbę.
Przed nimi wszystko.
W drodze do Niego.
Bliżej.
Kobiety nie mogły na to patrzeć.
Panowie dawali radę.
Już prawie u Niego.
To Wódz "widzi" z okna. Albo raczej ma za drzwiami.
I to też.
I to.
W środku.
I w końcu. On.

4 komentarze:

  1. Szalejesz z notkami, nie nadążam ;) Super.
    Po tej relacji o warunkach drogowych przypominam sobie moją staaaarą notkę na podobny temat. Miałam identyczne odczucia, dodatkowo jeszcze w pracy w autobusie zwykle siedziałam na pilotce, więc do całego obrazu dochodziły widoki wypadków :(
    (a propos jak zaczełam robić prawko instruktorzy dziwili się że robię takie wielkie zakręty, jakbym była autobusem - kurczę przyzwyczajenie :))


    Ale teraz sobie myślę, że dobrze mieszkać w małym tureckim miasteczku, gdzie aż takie szaleństwo nie panuje. A do tego, co jest, da się przyzwyczaić...

    OdpowiedzUsuń
  2. jeśli chodzi o komunikacje - to na pewno - male miasteczka sa o wiele lepsze :D
    Ale ja w calej swojej karierze tureckiej nie widzialam zbyt wielu wypadkow tutaj - dopiero jakies 2 miesiace temu zobaczyłam, że jakaś babka potraciła kobietę...
    i to paradoksalnie nie na kilkupasmowej ulicy, ale takiej zwyklej - z jednym pasem - i na dodatek jednokierunkowej... nie mam pojecia jak do tego doszło - bo widziałam tylko kobietę leżącą na ziemie... ale zdziwiona byłam...

    a co do ilości notek - czekam na komentarz do artykulow, zeby moc je w koncu skonczyc i opublikowac - poki co czekam i czekam. a ze nie lubie siedziec bezczynnie to pisze :D

    a i nie zapomniaj wybic sobie z glowy wszystkich zasad tureckiego ruchu drogowego z przed egzaminem :D

    OdpowiedzUsuń
  3. o ruchu drogowym w TR wiem dużo, aż za dużo, setki km przejeżdżone ;)

    niestety wypadków widziałam mnóstwo, i to właśnie nieopodal mojego małego miasteczka... ale nie tylko... szkoda gadać.
    dlatego w sumie troche się boję jeździć autem w TR. raczej bardzo ;) bo to w ogóle nie jest zabawne, tylko smutne raczej...

    OdpowiedzUsuń
  4. znajomi w zeszlym roku jak wynajeli samochod to mandat zaplacili za przekroczenie predkosci :D mysleli ze poszaleja, a tu prosze taka niespodzianka ich spotkala...

    dla Ciebie - powodzenia jutro! :)

    OdpowiedzUsuń