niedziela, 10 stycznia 2010

Add as a friend, czyli o facebook-u słów kilka.


Facebook. Samo zło. Pożeracz czasu. Wyznacznik Twojego "być", albo "nie być". Szczególnie jeśli znajdujesz się na tureckiej ziemi. I co więcej - jesteś Erasmusem. 

Moja przygoda z facebookiem rozpoczęła się mniej więcej rok temu. Koleżanka, która była w semestrze zimowym na Erasmusie w Ankarze, w jednym z maili zasugerowała, żebym założyła sobie konto, bo będę mogła m.in. oglądać jej zdjęcia. No i stało się. To był początek mojego końca. A także końca grono.net, o naszaklasa.pl, to już nawet nie wspomnę, bo konto założyłam jakieś 2 miesiące  temu to tylko dlatego, że nudziło mi się w pracy. 

Oczywiście po zarejestrowaniu, przeszukałam ten magiczny portal w poszukiwaniu wszelkiego rodzaju grup erasmusów w Ankarze. Jak już zapisałam się gdzie tylko mogłam,  myślałam że moja aktywność skończy się wraz z dodaniem znajomych, którzy już FB mieli. Trzeba zaznaczyć, ze w tym czasie nie było ich jeszcze tak wiele - bowiem w szczytowej formie, były wymienione już wcześniej portale grono.net, czy naszaklasa.pl - w zależności od regionu Polski.

Jakże zdziwiona byłam, gdy zaczęłam otrzymywać dość dziwne wiadomości i oczywiście prośby o "Add as a friend" od panów, z tej mojej wymarzonej krainy. Oczywiście komplementów nie było końca. Tak, tak - piękne zdjęcia, piękna ja! A w ogóle to czy jestem już w Ankarze i czy dam się zaprosić na kawę? Bo oni wszyscy chcieliby mnie poznać! Wyglądam na urocza, sympatyczna osobę... A i tureckiego mogą pouczyć... Nie ma to jak ta bezinteresowność turecka. Szczególnie jeśli mowa o relacjach damsko-męskich. I to relacjach Turek - Europejka.

Byłam młoda i głupia. Niedorosła jeszcze do takich innowacji jak międzynarodowy FB... dopiero po jakimś czasie zorientowałam się, że mogę zablokować dostęp do galerii. Ale mimo wszystko - praktycznie do samego wyjazdu ( potem również) miałam po 2-3 nowe wiadomości od gości, których nie znałam i nawet nie miałam ochoty poznawać. Co ciekawe, niektórzy się nie zrażali tym, że nie odpisuje, albo ignoruje ich zaproszenia. Ja okazałam się jednak zamkniętą w sobie, zarozumiała Europejką, która nie odpisywała na wiadomości, odrzucała zaproszenia, która nawet nie myslała żeby na kawę sie umówić...

Co ciekawe nowo poznani Turcy nie pytają się zawzyczaj o numer telefonu, ale właśnie o nick na FB! Zaradność, oszczędność? Kto ich tam wie... Nie zmienia to faktu, że na imprezie, w biurze, czy nawet na plaży (nick pisany na piasku!!!) pytanie o FB pojawia się wcześniej czy później.

Dowodem na to jest chociażby to, że obu swoich szefów mam na FB - zostałam dodana przez nich już po pierwszej rozmowie. Gdy któregoś dnia siedziałam w biurze przyszedł nowy kolega. Na koniec rozmowy, kiedy już stwierdził, że należę do grona liberałów (nie wiem, czy to wg niego dobrze, czy źle. Wolałam nie wnikać) - zapytał się mnie o nick na FB. Skończyło się na tym, że sama siebie znalazłam przez jego profil, bo moje imię okazało się zbyt trudne (dla wyjaśnienia - dla mnie większość imion tureckich jest zbyt trudna...). I teraz powiedźcie - ilu z was ma swoich szefów na FB? 

Kolejna kwestia, to taka że FB to wyznacznik wszelkiego rodzaju relacji. Kto, gdzie, z kim. Wystarczy sprawdzić FB. Jest opcja, dzięki której wiadomo, czy ktoś jest single, a może it's complicated, albo może open relationship (cokolwiek by to znaczyło). O zaręczynach, czy małżeństwie to już nawet nie wspomnę. Najłatwiejszym sposobem skończenia relacji jest więc skasowanie z FB. Ot, taka mała niespodzienka, gdy któregoś dnia chce się kogoś otagować, a nie można znaleźć tego kogoś na liście swoich znajomych... Rozmowa, w której wyjaśni się sytuacje? Toż to takie staromodne! Jak już się należy do tych bardziej porządnych, to może jakąś wiadomość napisze... Że to jednak nie to, że nie pasują do siebie, że on nie jest gotowy na związek. I zablokuje swoją ex, tak żeby przypadkiem jego profilu oglądać nie mogła. Ale to z troski... Żeby jej łatwiej było pogodzić się z rozstaniem. Ale oczywiście dalej moga być przyjaciółmi - szczególnie na FB. Tego rodzaju akt dodania- po wcześniejszym skasowanu- jest oznaką, ze wszystko została przebaczone.  

Nie będę taka okrutna i powiem, że Turcy nie tylko zrywają przez FB. Oj, nie, nie! Oni - a jakże! - wyznają przez niego miłość... A co tam, że widzieli się kilka razy w życiu! Co z tego, że zamienili ze sobą raptem kilka słów. Jedna wiadomość, druga... w międzyczasie przesłanie jakieś romantycznej piosenki i... ona już powinna być jego! 

Lista znajomych też powinna być długa. Słyszałam o przypadku chłopaka, którego konto zostało zablokowane, ze względu na to, że tylko on dodawał znajomych (podejrzewam, że była to spora liczba), on sam zaś nie dostawał żadnych zaproszeń. Oczywiście wysyp zaproszeń następuje po imprezach. Szczególnie jeśli informacja o imprezie była umieszczona na FB. Następnego dnia dodaje się więc uczestników. A że nie jest trudno ich znaleźć, bo są na liście gości. Proste. Wystarczy Add as a friend.

A jak ktoś jest już friend na FB, to już jest coś! 

Ktoś może sobie pomyśleć, że widzę tylko aktywność Turków na FB. Nie, nie, nie! Ja zdaję sobie sprawę, że FB staje się coraz ważniejszy. Nie tylko na Erasmusie. Coraz więcej moich znajomych z wydziału ma konto. Dostaje coraz więcej zaproszenia na eventy w Warszawie. Ja jednak odnoszę wrażenie, że dla Turków, często jest to dobra metoda na podryw. Może uda się znaleźć głupiutką laskę z zagranicy.

Zdaję sobię sprawę, że Fb przeżywa okres śweitności. I żeby nie było - ja też go używam. Uważam, że to świetny sposób na utrzymywanie kontaktu ze znajomymi z innych częsci świata. Cóż - czas który się spędza na facebooku można liczyć w godzinach. Rodzaj nałogu, który jest coraz popularniejszy. Może niedługo zostaniemy nazwani pokoleniem facebooka? 

A na koniec. Wracamy do poświętecznego Izmiru.

2 komentarze:

  1. Ciekawa notka i niestety prawdziwa - jak bya erasmuska tez otrzymywalam friend requesty od jakich gogusiow w rozowych koszulkach polo i z wlosami na zel (nie, zebym miala cos przeciwko rozowemu, wydaje mi sie jednak, ze taka koszulka to okreslenie Turkow pewnego autoramentu...)
    Odwdzieczam sie i dodaje do linkow na swoim blogu, pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. o matko nie po polsku wyszlo.... bya i jakich to pomylki.....

    OdpowiedzUsuń