niedziela, 4 października 2009

Problem var, problem yok

Turcja to niewątpliwie kraj kontrastów – możesz ją albo kochać całym sercem, a za moment równie mocno ją nienawidzić. Pomiędzy jednym a drugim uczuciem nie ma nic. Pustka. 

Nawet wydarzenia, które mają tu miejsce: toczą się albo bardzo powoli, albo też nabierają takiego tempa, że nie możesz uwierzyć, że dzieją się naprawdę. Dlaczego o tym pisze? Od czasu, kiedy wylądowałam na lotnisku w Istambule mija właśnie 10 dni, a ja już chciałam pakować walizki – wielokrotnie! – i wracać do Polski, a teraz – znowu… kocham Turcję!


Jadąc autobusem do Ankary dowiedziałam się, że nie mogę spać u koleżanki, która wcześniej obiecała mi, że przenocuje mnie przez kilka dni. Ale Ania na miejscu już była i pomogła będącej w potrzebie rodaczce… Utku u którego wtedy mieszkała zgodził się przyjąć jeszcze jedną sierotkę, która Turcji jeszcze nie miała dość. I tu historia się zaczyna. Pierwsza noc spędzona na kanapie w salonie, kolejne już lepiej - w łóżku, albo na materacu. Ciągłe spotkania z jakimiś obcymi ludźmi w salonie. W miedzy czasie intensywne – ale bezowocne - szukanie mieszkania. Iskierka nadziei pojawiła się dopiero po 3 dniach, kiedy znalazłyśmy cudowne dwupokojowe mieszkanko. Odpowiadało nam w nim wszystko – miejsce, cena, nawet widok z okna! A i my odpowiadałyśmy właścicielowi – tak przynajmniej wyglądało na początku. A że problemy przychodzą tu znienacka, to oczywiście pojawiły się, kiedy my już snułyśmy wizje, jak je sobie urządzimy i jak cudownie będzie nam się tam mieszkało. Najpierw właściciel chciał kefila – tureckiego poręczyciela. Utku stwierdził, że jesteśmy na tyle wiarygodne, że żadna z nas w przypływie nagłego i intensywnego uczucia nie ucieknie z „turkish boy” – bierze więc za nas odpowiedzialność. Następnie, ze względu na to, że właściciel jest z Adany, zażądał abyśmy zmieniły nazwisko na wszystkich licznikach – gazu, wody, światła. I to na głowę Utku było już za dużo. Zdenerwował się – powiedział, że następnego dnia znajdziemy nowe mieszkania. Nasze marzenia o ślicznym, malutkim mieszkanku oddalały się coraz bardziej… Znikneły całkowicie, w czasie kolejnego dnia i oglądania kolejnych mieszkań… Widziałyśmy nawet jedno bez normalnego ogrzewania, ale za to z piecykiem… Delikatnie mówiąc – mieszkania były albo tak „surowe” albo za drogie. Na koniec dnia trafiłyśmy na 3 pokojowe mieszkanie. Obie chciałyśmy się już wyprowadzić, ale problem związany był jednak z kosztami, bo przez pierwszy miesiąc byłyby one w tym wypadku dosyć wysokie. Wydawało nam się, że mamy kandydata na współlokatora, ale Utku jednak miał w związku z nami inny plan. Postarał się bowiem, żebyśmy tego potencjalnego kandydata straciły bezpowrotnie… Ale zaproponował nam innego… Murata, który w tym czasie również u niego pomieszkiwał.

A w Turcji jak to w Turcji – niczego nie możesz być pewnym – my jednak już po cichu odliczałyśmy godziny, aż wyprowadzimy się na swoje. Nie spodziewałyśmy się, że sprawy potoczą się w tym kierunku, w jakim się potoczyły… W czwartek wieczorem – po zdecydowanej odmowie pójścia na imprezę, Ania dowiedziała, się że jesteśmy niewiarygodne – perspektywa ucieczki z „turkish boy” nie wiedzieć czemu stała się bardziej realna… Poza tym, mamie Murata nie przypadłyśmy do gustu (nie widziała nas nigdy), a nasza relacja z Utku wydawała jej się co najmniej dziwna. Tak więc zostałyśmy bez kefila, współlokatora, ale za to z silnym postanowieniem, że jak najszybciej musimy znaleźć nowy dom… I tu nagle pojawia się moja organizacja – HRAA – i wyciąga pomocną rękę… Na pytanie „Pomożecie?” – odpowiadają „Pomożemy”. I to dzięki nim w ciągu mniej więcej dwóch godzin: znajdujemy cudowne mieszkanko,, wyprowadzamy się od Utku, wprowadzamy się do naszego nowego raju i podpisujemy umowę.

A oto nasz nowy raj :)

I wszystko znowu jest piękne. I znowu kocham Turcje :)


4 komentarze:

  1. Bardzo ładne mieszkanie! Zazdroszczę;) Ostatnio tez czegoś szukałam i warunki niestety czasem są zaskakujące... Jak mi się nawet coś podoba, to nie ma tam nic prócz okien, podłogi (a czasem i z tym kiepsko)... Także, naprawdę udany wybór:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuje bardzo.

    A Ty co robisz w Turcji? :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Przyjechałam na staż nauczycielski, czyli uczę w szkole językowej (angielski) :-) Też bloguje, więc zapraszam oczywiście. Trafiłam poleconym przypadkiem tutaj na Twój blog;) Pozdrawiam i trzymaj się dzielnie i ciepło!:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Na pewno zajrze i poczytam jak bede miałą chwile wolnego czasu :)

    Też 3mam kciuki i życze cierpliwości - bo tego tu trzeba! A jeśli będe w Bursie (bo chyba tam jesteś z tego co się zortientowałam - to na pewno się odezwe :)

    OdpowiedzUsuń