piątek, 1 stycznia 2010

Święta, święta i po świętach.



Pierwsze święta Bożego Narodzenia spędzane bez nich. Daleko. Udało się je przeżyć, ale tylko dzięki uszkom z barszczem, pierogom, makowcowi i kawałkowi szynki. Wszystko orginalne. Z Polski. Dzięki siostrze, która przyleciała zobaczyć co ja wyprawiam na tej tureckiej ziemi. 

Nie było, aż tak komercyjnie. Owszem - o zbliżających się świętach przypominały chonki w sklepach na Tunali i uśmiechające się Mikołaje. Bo globalizacja to zjawisko, które dociera wszędzie. Nawet do Ankary.

Nie zdecydowałam się na "choinkowy" wypad na Beytepe po żywą roślinkę (słyszałam o osobach, które uprawiały taki proceder).  Była mała, sztuczna. Trzeba chronić środowisko. Ubrana zgodnie z tradycją dopiero w Wigilie. Były uszka z orginalnym polskim nadzieniem. Był makowiec i kluski z makiem. Były też jajka w majonezie. Zgodnie z tradycja jedzenia było dużo. Nasza lodówka nie widziała jeszcze za naszego panowania, aż tylu przysmaków. A święta - nawet na obczyźnie zobowiązują do czegoś. Tak więc nawet z tej okazji posprzątałam mieszkanie. Nawet okna umyłam. Żeby widok na moją Ankarę w ciągu tego ostatniego miesiąca nie był zakłócony. Niczym. 

A Nowy Rok? Powiem tyle - impreza udana. Oby równie udany był ten Nowy Rok. I dla mnie i dla Was.

To wszystko z miłości. Do NIEGO!

Polsko-niemieckie pojednanie.

Oczywiste.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz