sobota, 13 lutego 2010

Erasmus love stories...

... czyli niekończące się opowieści o miłości na Erasmusie.


Jutro 14 luty. (Nie)stety. Święto, które niektórzy uwielbiają. Inni uważają za bardzo komercyjne. Ile ludzi tyle opinii. Korzystając jednak z okazji postanowiłam nawiązać do bardzo istotnej części Erasmusa, czyli właśnie erasmusowych kontaktów damsko-męskich.

Nie bez przyczyny Erasmus jest określany jako "orgasmus". Oglądaliście "Smak życia" - film opowiadający o Francuzie, który wyjeżdża na Erasmusa do Hiszpanii? Wg mnie jest to kwintesencja większości wymian.

Ale od początku.

Na Erasmusie wszystko dzieje się o wiele szybciej. Nie ma czasu na podchody. Wiadomo. Erasmus zaraz się skończy. Co będzie "po"? Tego nigdy nie wiadomo. Dlatego carpe diem. Chłopaków/dziewczyny poznaje się w akademiku, na imprezach. Czasem na ulicy. To nie jest ważne. Ważne jest jak to wszystko się zakończy.


Ona - Polka.
On - Brytyjczyk.
Miejsce poznania - Polska.

To była impreza urodzinowa jednego z Erasmusów. Ona przyszła tam robić badania. On przyszedł jako gość. Nie podobał mu się jej akcent. Zaczęli się kłócić. Mimo, ze to był koniec listopada, było gorąco! Wychodzili ze swoimi numerami zapisanymi w telefonie. Spotkali się. Raz, drugi i trzeci. On wracał do Anglii 2 miesiące później. Przez kolejne miesiące latali do siebie. Mniej więcej raz na dwa tygodnie.

Wakacje spędzili razem w Anglii. Kolejny semestr - również. Ona przyjechała na jego uczelnie jako Erasmus. I co z tego, że bez stypendium? Tych wspólnych miesięcy nie da się przeliczyć na funty. On niedługo kończy studia i przyjeżdża do Polski. Będzie mieszkał tu aż do maja 2011 roku. Do dnia ich ślubu.

Jeszcze nie zadecydowali, co będzie potem. Póki co, koncentrują się na tym co jest teraz.

Czy im się uda? Są na najlepszej drodze! Trzymam kciuki!

Ona - Polka
On - Holender
Miejsce poznania - Szwecja.

Ona wpadła mu w oko już na samym początku, jednak upierała się, że to nie jest chłopak dla niej. Nie wzbudzał w niej zaufania. Uważała go za pozera. On się nie poddawał. Robił co mógł, by pokazać jej, że nie jest takim na jakiego wygląda. W czasie jej urodzin dzwonił do niej z życzeniami (był wtedy w Holandii). Gdy zachorowała - to on zawiózł ją do szpitala. W końcu - ugięła się. Na koniec były łzy rozstania. I zapewnienie, że będą razem. Mimo wszystko.

On przyjechał 3 tygodnie później. Na krótko. Miesiąc później - przyjechał znowu. Potem ona z nim pojechała do Holandii. Spędzili razem łącznie miesiąc. Poznając siebie, swoich przyjaciół, rodzinę. Pokazując sobie nawzajem światy, w których żyją. W październiku ona poleciała do niego znowu. Potem on był chory. Nie mógł przylecieć. Spotkali się na Święta. U niego. Dwa dni temu wrócili z Paryża - prezent bożonarodzeniowy dla Niej. 31 marca On ma urodziny - planują spotkać się w Pradze. Prezent - tym razem dla Niego.

Czy im się uda? Trzymam kciuki!

Ona - Polka
On - Polak
Miejsce poznania - Turcja

Ona była tam Erasmusem. On dalej jest. Byli z innych uniwersytetów - poznali się na jednej z imprez. Dość późno. Zaiskrzyło. On zaraz jechał do Polski. Na cały miesiąc. Gdy wrócił ona miała wracać za 13 dni. Tak niewiele czasu. Wykorzystali go maksymalnie. Ostatni weekend spędzili w Stambule. Pożegnał ją na lotnisku. On wraca za 2 miesiące. Tym razem Ona ma go powitać na lotnisku.

Czy im się uda? Trzymam kciuki!

Ona - Amerykanka
On - Francuz.
Miejsce poznania - Turcja.

Jak się zaczęło? Typowo. Na imprezie. Zaraz na początku wymiany. On ja odwiedzał w tureckim domu studenckim. Ona prawie wyleciała z tego domu przez niego. Współlokatorka - Turczynka bez żadnego uprzedzenia, doniosła, iż w pokoju odwiedza ich - a raczej jej współlokatorkę obcy mężczyzna. Była afera. Oparło się o koordynatorkę Erasmusa. Delegacja Amerykanów wstawiła się za swoją studentka. Skończyło się ostrzeżeniem i zmianą współlokatorki. Dla kolejnej Ona już nawet nie starała się być miła.

Ona i on gruchali sobie jak dwa gołąbki. Do czasu. On stwierdził, że to nie ma sensu. Stany i Francja? Ocean jest jednak zbyt szeroki. To był koniec. I co z tego, że ona dalej patrzyła na niego w ten specyficzny sposób?

Koniec Erasmusa to nie tylko koniec wymiany. Bardzo często to koniec pewnych relacji.

Historii o erasmusowych związkach jest mnóstwo. Wynika to oczywiście z faktu, że Erasmus staje się coraz popularniejszy. Zakończenia? Jak to w życiu bywa - raz się udaje, a innym razem nie. Czasem żałuje się tego co było. Czasami nie. Ostatnio na portalu społecznościowym grono.net trafiłam na gorącą dyskusję na temat rozwiązłości seksualnej Polek. Jeden z użytkowników stwierdził, że Polki bardzo chętnie "integrują się" z obcokrajowcami. Szczególną zaś słabość mają do Południowców - Hiszpanów, Włochów, czy Turków. Odmienność wg autora bardzo pociąga Polki. Ale czy możemy tak generalizować?

Po pierwsze wydaje mi się, że ta chęć - nazwijmy to - "pełnej integracji" - to cecha części dziewczyn, które wyjeżdżają na Erasmusa. Nie zależnie od narodowości. Co z Francuzkami, Hiszpankami, czy Brytyjkami? One nikomu nie ulegają?

A co z facetami, którzy jada na Erasmusa? Czy oni nie szukają dziewczyn na jedną noc?

Niektórzy mówią- jak dają (one) - to biorą (oni).
Ale czy takie podejście jest sprawiedliwe? Dlaczego w tym kontekście oceniamy tylko kobiety, a zapominamy o mężczyznach?

Nie chcę oceniać ani takich dziewczyn ani takich facetów. Nie czuję się do tego upoważniona. Nie popieram jednak takiego generalizowania i oceniania. Każdy niech robi ze swoim życiem co chcę. Twój Erasmus, Twój wybór. Twoje życie.

A na koniec - kilka fotek z walentynkowej Warszawy...

Looking for love!


Ktoś chce kupić Miłość? 50% taniej!

Na wypadek, gdyby ktoś zapomniał.

Coś dla Niego.

I dla niej.



Love for sale! Bir lira lutfen!







Właśnie: dlaczego?




Miłość cenniejsza niż złoto jest. Podobno.

Miłość jest ślepa.

Nie tylko miłość rozgrzewa.

Manifestując swoje uczucie.

Którą wersje Walentynek wolicie?

środa, 10 lutego 2010

Post-Erasmus depression


1 lutego ok. godziny 22 skończyłam swoją przygodę z Turcją. Jako Erasmus na pewno tam już nie wrócę. Spakować się było trudno. 20 kg bagażu głównego i o wiele więcej niż dozwolono - bagażu podręcznego. Czy można jakoś zważyć i policzyć te wszystkie wrażenia i przygody, które zostają mi w głowie po tych czterech miesiącach? A co z ludźmi, których tam poznałam?

Wystarczyło 7 godzin abym wróciła do Polski. W przypadku Erasmusa powrót to nie tylko kilka symbolicznych godzin spędzonych w autobusie/samolocie/pociągu. To dla wielu temat, o którym myślą będąc jeszcze "przed" Erasmusem. Gdy jest się na stypendium tego rodzaju myśli stara się zepchnąć w najciemniejszą część umysłu. Ale co zrobić, gdy na facebook-u zaczyna się dostawać zaproszenia w stylu "Goodbye party"? Trzeba stanąć oko w oko z brutalną rzeczywistością - Erasmus się kończy - czas wracać do domu...

Ludzie jadą na kilka miesięcy w całkowicie obce - początkowo- miejsce. Żyją z całkowicie obcymi - początkowo - ludźmi. Czasami w kraju, gdzie języka nie znają, a rdzenni mieszkańcy nie zawsze potrafią posługiwać się językiem angielskim. Ale wystarczy kilka tygodni, aby to co było obce, stało się swoje.

Nieznajome miasto staje się swoim miastem. Mieszkanie/pokój w akademiku staje się nowym domem. Ludzie, którzy na początku byli obcy stają się nową rodziną. Czasami pojawia się miłość. A język? Wystarczy chwila by nauczyć się - nawet w tak orginalnym języku jak turecki - pytać się o cenę i liczb - to na wypadek gdy podadzą w rodzimym języku cenę piwa.

I jak po tym wszystkim wrócić do domu? Do pracy, na uczelnie? Jak pożegnać się z tymi, których polubiliśmy, a mieszkają tysiące kilometrów od nas? Jak pogodzić się z tym, że czas szalonych erasmusowych imprez się skończył? Jak powiedzieć "stop" podróżowaniu z taką częstotliwością jak na Erasmusie?

Dużo się mówi o post-erasmusowej depresji. Kiedyś na zajęciach mówiliśmy o "syndormie Odyseusza" - osoby, które wracają czują się rozdwojone - rzeczywistość, do której wracają nie jest tą rzeczywistością, która znali. Ludzie też tacy sami nie są. Zresztą - wracający też jest inny! Trzeba nauczyć się żyć na nowo. Ale jak? Jak?

Erasmusem byłam dwukrotnie. Czas na podsumowanie.

Pierwszy szok przeżyłam na lotnisku w Zurichu - związany oczywiście był z niską temperaturą - gdy wylatywałam w Stambule było ok. +15 stopni! A w Zurichu? -5 i śnieżyca taka, że zamknęli lotnisko na 2 godziny! To już mi się nie podobało. Chciałam wracać. Do Stambułu. Do Ankary. Do mieszkania na Cankaya

Po powrocie do domu nie jest łatwo. Wracamy do świata, który nie jest dla nas już taki sam jak przed wyjazdem. Niby wracamy do tego samego - swojego domu, do tego samego - swojego łóżka. Ale przez kilka miesięcy mieliśmy DRUGI dom, DRUGIE łóżko. Stwierdzenia "Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej" zaczynają budzić w nas wątpliwości. A pytania najbliższych - "No powiedz - gdzie lepiej - tu, czy tam?" - powodują mętlik w głowie - i tylko jedną odpowiedź - "Jest inaczej..."

Spotykamy się ze swoimi starymi przyjaciółmi. Bliższymi i dalszymi znajomymi. Każdy się pyta - "jak było?" Ale jak opowiedziedź o tym wszystkim w kilku zdaniach? Bo dłużej to pewnie nikt nie będzie chciał słuchać - w końcu ile można słuchać na temat miejsca, w którym się nie było, czy o ludziach, których się nie zna? Poza tym - ile razy można mówić, że było super? Że krótko?

A my sami? No cóż - normalne życie często różni się od tego erasmusowego. Nie ma już stypendium z uczelni, które pokrywało choć część kosztów. Nie ma imprez erasmusowych praktycznie na każde zawołanie. Ludzie tu żyją normalnym - dla byłego już Erasmusa - nudnym życiem. Praca, studia. A czasu na zabawę brak. Magisterka, licencjat. Dzień jak co dzień. I jak wrócić do czegoś takiego po cudownych erasmusowych miesiącach?


  • Jeśli jeszcze nie masz dość zagranicznych wojaży zaraz po powrocie zacznij myśleć o kolejnym wyjeździe. To pozwoli Ci przetrzymać najgorsze pierwsze tygodnie. Mi pomogło. Według mnie to najlepsza recepta dla tych, którzy tak bardzo tęsknią. Nie koncentrujesz się tak bardzo na tym co było, a raczej na tym co będzie. A słowa o kolejnej wielkiej przygodzie zaczynają naprawdę się sprawdzać! Jasne - gdy wpadną w ręce zdjęcia uśmiechniętych ludzi na złocistych plażach, żal wraca...
  • Pomagaj! Nowym Erasmusom. Mentor to całkiem fajna sprawa. Można poznać wielu ciekawych ludzi, nie stracić kontaktu z językiem. ESN działa! Taki prosty sposób na powrót do erasmusowej rzeczywistości. Pomożesz i sobie i innym.
  • Baw się! Zaaktywizuj swoich znajomych! Wiem z doświadczenia, że bycie organizatorem nie jest zawsze fajne, ale może dzięki temu zabawowy niedosyt Waszych znajomych wyjdzie na wierzch!
  • Zajmij się czymś! Znajdź staż, pracę, wolontariat. Możliwości jest wiele. Wystarczy dobrze poszukać.
  • Skype, facebook, maile - używajcie tego! Utrzymanie kontaktu ze swoimi erasmusowymi znajomymi może wydawać się trudne, ale warte zachodu!
  • Tanie linie! Szukajcie promocji i latajcie odwiedzić swoich znajomych! Europa nie jest taka duża!

8 miesięcy w Turcji póki co mi wystarczy. Jestem nasycona. Wróciłam bardziej świadoma. Swoich możliwości. Zalet i wad Polski. Zalet i wad Turcji. Erasmus już tak mnie nie bawi.

Depresji nie mam. Cieszę się, że wróciłam.

Dorosłam?


I na koniec zamiast zdjęć - piosenka -Mor ve Otesi - Daha Mutlu Olamam czyli "Nie mogłam/mogłem być szczęśliwa/szczęśliwy".


P.S. Dla zainteresowanych - przygoda z Turcją się skończyła, ale blog póki co nie :)